TI/Media społecznościowe
Spis treści
⬆ WWW vs. media społecznościowe
WWW powstał w latach 90. ubiegłego wieku jako medium z założenia dwukierunkowe: pierwsze przeglądarki miały wbudowane edytory HTML, aby każdy użytkownik mógł zarówno przeglądać jak i tworzyć treści. Pomimo tego, Internet upodobnił się dość szybko do innych mediów, w których treści tworzone są przez profesjonalne, komercyjne zepoły, a większość użytkowników tylko je ogląda — niezależnie od faktu, że do dzisiaj każdy ma możliwość stworzenia własnej strony WWW i samodzielnego udostępniania własnych treści (w granicach prawa).
Zmianę tego modelu przyniosły dopiero na początku wieku idee Web 2.0, których najpopularniejszą implementacją stały się media społecznościowe. Choć formalnie można odróżniać media od serwisów czy platform społecznościowych, klasyfikować osobno serwisy nakierowane na udostępnianie filmów, zdjęć czy ogólnie tworzenie sieci społecznych itp., tu również możemy podejść do definicji zgodnie ze staropolskim "Koń jaki jest, każdy widzi" — wiadomo, że chodzi o Facebooka, Instagrama, Twittera (aktualnie X), YouTube, TikToka, WeChat (w Chinach) itp. Do mediów społecznościowych zaliczane są też komunikatory takie jak WhatsApp czy Telegram, umożliwiające pteublikowanie treści potencjalnie dostępnych dla każdego użytkownika danego serwisu.
Media społecznościowe oferują dużo łatwiejszy sposób publikowania, oznaczania, oraz funkcje mierzące popularność treści. Ceną za te udogodnienia jest, że wszystkie te treści znajdować się muszą na sewerach firmy udostępniającej dany serwis, oraz — mniej lub bardziej, zależnie od regulaminów — stają się własnością firm te serwisy prowadzących. To najważniejsza różnica w porównaniu do publikowania treści na własnych stronach WWW.
W roku 2021 firma Facebook nabyła, wraz z prawami do headsetu Oculus, firmę Oculus VR, stworzoną przez Palmera Luckey (który następnie w 2017 założył firmę Anduril), a w 2021 wręcz zmieniła nazwę na "Meta", aby podkreślić zaangażowanie w urzeczywistnienie wizji Metaverse, przedstawionej w 1992 roku w książce Neala Stephensona Snow Crash.
Rząd dusz[1] oddajemy algorytmom
W ostatnim dwudziestoleciu ten wysoce niebezpieczny i niepokojący proces przebiega w trzech głównych etapach:
1. Maksymalizacja zaangażowania użytkowników
Głównym miernikiem wartości konkurujących platform jest liczba aktywnych użytkowników i czas przez nich spędzany na przeglądaniu treści podsuwanych przez serwis na różne sposoby. W tym kontekście naturalnym i oczywistym wydaje się fakt, że serwisy podsuwają użytkownikom takie treści, na które użytkownicy najczęściej "klikają". Cel wydaje się oczywisty i znany — dokładnie tak samo od dziesięcioleci stacje telewizyjne maksymalizują "oglądalność", bo jeśli stację ogląda więcej widzów, to emitowane w niej reklamy dotrą do większej liczby odbiorców, więc czas reklamowy jest więcej wart, co podnosi zyski itd.
Treści propagowane w mediach społecznościowych wybierają pod kątem maksymalizacji zaangażowania algorytmy, opartę o statystykę i uczenie maszynowe. Problem leży w tym, że dużo większe zaangażowanie użytkowników gwarantują treści brutalne, antagonizujące i często poniżające — oczywiście "tych innych", a nie oglądających je użytkowników. I nie ma tu wielkiego znaczenia, czy są to treści prawdziwe, zmyślone z głupoty czy fałszowane dla osiągnięcia konkretnych celów. Prawda jest zwykle znacznie mniej ciekawa i sensacyjna, dlatego treści propagujące wspópracę i empatię są statystycznie znacznie mniej angażujące. Prowadzi to do propagowania, popularyzowania i przez to wzmacniania treści bardzo często szkodliwych i fałszywych. Antagonizowanie przeciwko sobie grup społecznych, etniczych i narodów nie jest w tym przypadku częścią "tajnego planu" — u podstaw leży maksymalizowanie zysku firm prowadzących serwisy, które wciąż nie są pociągane do odpowiedzialności za konsekwencje wyrządzanego zła — skuteczną obroną jest tu powoływanie się na wolność słowa i zrzucanie odpowiedzialności na użytkowników publikujących takie treści. To tak, jakby gazeta lub stacja telewizyjna publikowała codziennie na pierwszych stronach i w czasie największej oglądalności wywiady z osobami gloryfikującymi przemoc i faszyzm. W tradycyjnych mediach za wyświetlane treści odpowiadają firmy — stacje telewizyjne, radiowe, redakcje gazet. Ich wpływ na opinie społeczeństwa jest ogromny, co wiemy od dziesięcioleci, stąd np. pojęcie etyki dziennikarskiej. Jak widać problem nie jest nowy, jednak rozwiązania są wdrażane powoli i z mocnym oporem firm, czerpiących z tych serwisów gigantyczne zyski.
Propagowanie, czyli podpowiadanie/podsuwanie treści najmocniej oddziałujących na niskie uczucia (obrazy przemocy, teorie spiskowe) mogą prowadzić do tragedii takich ja ludobójstwo i czystki etniczne w Myanmar (dawniej Birma) w latach 2016--2017, wynikłe w dużej części z rozpropagowania za pośrednictwem platformy facebook mowy nienawiści buddyjskiego mnicha Ashina Wirathu, którego posty szkalujące Rohingya były powielane bez porównania mocniej niż opinie innych mnichów, wzywających do współczucia.
Algorytmy znają nasze preferencje i słabości
Mikrotargetowanie (ang. microtargeting) to kolejny — z pozoru niewinny — mechanizm, zwiększający efektywność reklam. Wszak sensowne wydaje się, że nie ma sensu wyświetlanie reklam nowych modeli samochodów osobom, które nie mają prawa jazdy, lub w ogóle nie interesują się samochodami. Skąd algorytmy wiedzą, co interesuje konkretne osoby? Pokazał to Michał Kosiński:
(...) Według jego badań algorytm ten jest w stanie określić preferencje seksualne (u mężczyzn skutecznie w 88% przypadków), wygląd, zainteresowania, poziom inteligencji, pochodzenie etniczne i kolor skóry (u Amerykanów skutecznie w 95% przypadków), wyznanie, poziom zadowolenia z życia, uzależnienia, wiek, płeć oraz poglądy społeczne, religijne i polityczne (te ostatnie w USA w 85% przypadków), a także ewentualnie rozwiedzionych rodziców z dokładnością do jednej osoby na podstawie 68 polubień na Facebooku.[2]
Zastosowanie technik manipulacji behawioralnej w marketingu politycznym umożliwiło ogromny wpływ na wyniki wyborów i referendów, których obiektywność stanowi fundament demokracji — por. historia Cambridge Analitica i film "The Great Hack" (trailer).
Algorytmy rekomendujące treści: "niewinne" cele i tragiczne skutki
Kolejnym, zupełnie nieoczekiwanym problemem, są skutki działania algorytmów nastawionych na optymalizację zaangażowania użytkowników, czyli, prościej mówiąc, czasu spędzanego w danej aplikacji. Cel wydaje się oczywisty i znany — dokładnie tak samo od dziesięcioleci stacje telewizyjne maksymalizują "oglądalność", bo jeśli stację ogląda więcej widzów, to emitowane w niej reklamy dotrą do większej liczby odbiorców, więc czas reklamowy jest więcej wart, co podnosi zyski itd.
W mediach społecznościowych twórcami treści są użytkownicy. W braku "redaktora naczelnego" w tych mediach pojawiają się treści zarówno mądre, wartościowe, prawdziwe jak też kompletnie bzdurne lub, co gorsza, świadomie fałszowane. Które z tych treści będą nam podsuwać algorytmy, maksymalizująca zaangażowanie? Od tego zależy ich widoczność, popularność, i wpływ na użytkowników!
Bańki informacyjne
Kolejną regułą, którą bez trudu "odkrywają" algorytmy rekomendujące treści, jest efekt potwierdzenia (ang. confirmation bias). Algorytmy realizujące te założenia od dziesięcioleci okazały się na tyle efektywne, że (na długo przed SI) doprowadziły do polaryzacji społeczeństw przez tworzenie tzw. baniek informacyjnych: w serwisie widzimy tylko treści odpowiadające naszym przekonanion i przesądom, i stajemy się odizolowani od argumentów przeciwnych, por. trailer filmu "The Social Dilemma"